Skontaktuj się z nami

1 Liga

Wielkanoc pod znakiem footballu

Wielkanocne święta nie mogą upłynąć bez footballu. W latach trzydziestych ubiegłego wieku jedenastka „Sandecji” regularnie grała w świąteczne dni. Działacze klubu starali się sprowadzić na ten czas atrakcyjnego przeciwnika.

Wielkanoc pod znakiem footballu.

Wielkanoc 1934 r. upłynęła w Nowym Sączu pod znakiem footballu. Wczesnym niedzielnym rankiem 1 kwietnia przybyła do Nowego Sącza czechosłowacka drużyna „Slavia” Preszów (dzisiaj Tatran). Przyjazd sportowych ambasadorów południowych sąsiadów był ogromnym wydarzeniem w życiu miasta, nie tylko pod względem sportowym. O spotkaniu rozpisywał się sądecki „Głos Podhala”, na głównych ulicach przechodnie spoglądali na liczne afisze reklamujące zawody.

Mecz z polityką w tle…

Tłem dla meczu były bieżące międzynarodowe wydarzenia polityczne, które spowodowały pogorszenie się, i tak już złych, relacji pomiędzy Polską a Czechosłowacją. Kością niezgody była ciągnąca się od 1919 r. sprawa rozgraniczenia pomiędzy obydwoma państwami na Śląsku Cieszyńskim. O skali konfliktu polsko-czeskiego świadczy decyzja Józefa Becka, ministra spraw zagranicznych, który niespełna dwa tygodnie później zakazał wyjazdu do Pragi piłkarzom reprezentacji Polski na rewanżowe zawody kwalifikacyjne do włoskiego mundialu w 1934 r. Mecz miał zostać rozegrany 15 kwietnia. Mimo panującej napiętej atmosfery na szczeblach rządowych, dwukrotne zawody rozegrane pomiędzy „Slavią” a „Sandecją” przebiegały w przyjacielskiej atmosferze.

Fot. 1. Zapowiedź meczu „Sandecja” Slavia Preszów. Głos Podhala, nr 12, 17.03.1934 r., s. 3.

Dzień Pierwszy. Niedosyt.

Pierwsze spotkanie rozegrano kilka godzin po przyjeździe „Slavii”. Areną zawodów był nieistniejący dzisiaj stadion Kolejowego Przysposobienia Wojskowego (KPW) za Warsztatami Kolejowymi przy ul. Stanisława Szczepanowskiego (obecnie teren Newagu). Wydarzenie poprzedziła wymiana klubowych proporczyków i kwiatów. Swoje pięć minut mieli również przedstawiciele lokalnych władz w osobach Macieja Łacha, starosty nowosądeckiego, oraz Waleriana Żaroffe, radnego i założyciela Towarzystwa Wioślarskiego w Nowym Sączu. W kategoriach sportowych to goście byli zdecydowanymi faworytami zaplanowanego dwu meczu. Pierwszego dnia zawodów trochę zlekceważyli jedenastkę „Sandecji”, i wystawili do gry swój drugi garnitur. Mimo przewagi „Slavii” na papierze, nowosądeczanie zagrali doskonałe zawody jak „równy z równym”. Blisko pięciotysięczna widownia opuszczała stadion w poczuciu sporego niedosytu. Po dziewięćdziesięciu minutach wynik nie uległ zmianie, godząc obydwie jedenastki bezbramkowym remisem. Skazana na porażkę „Sandecja” postawiła się wyżej notowanemu rywalowi, który kolejnego dnia już nie zlekceważył rywala.

Fot. 2. Jedenastki „Slavii” i „Sandecji”. „Raz, Dwa, Trzy”, nr 15, 1934 r., s. 12.

Lanie w lany poniedziałek

Wieści o sensacyjnym remisie rozeszły się po mieście bardzo szybko. Stąd też nazajutrz 2 kwietnia w lany poniedziałek, stadion KPW ponownie pękał w szwach. Co tu dużo pisać, po tak dobrym niedzielnym występie, cały Nowy Sącz liczył na zwycięstwo „Sandecji”. Ranek rozpoczął się miłym gestem działaczy i zawodników „Slavii”, którzy w asyście nowosądeczan złożyli kwiaty na grobie Nieznanego Żołnierza. Kolejnym punktem wizyty było zwiedzanie centrum miasta i królewskiego zamku Jagiellonów, który w tym czasie stał jeszcze w swej całej okazałości. W tym miejscu zakończyła się wszelka kurtuazja. Po południu zaczęła się sportowa rywalizacja. Niestety, słowiańską tradycję lanego poniedziałku goście wzięli sobie bardzo mocno do serca, i sprawili ambitnym kolejarzom sromotne piłkarskie lanie. Trener gości wystawił do boju swoich najlepszych graczy, i od pierwszego gwizdka sędziującego zawody pana Judy Rubinfelda, rzucili się do ataku. „Sandecja” dzielnie się broniła, jednak do przerwy jeden z wielu strzałów gości znalazł drogę do bramki strzeżonej przez Adama Świerzba. Postawa „Sandecji” nie zapowiadała nadchodzącej katastrofy. Zaraz po przerwie stracili trzy bramki. Zrezygnowani, nie widząc szans na odrobienie strat, snuli się jedynie po boisku czekając na końcowy gwizdek p. Rubinfelda. W tym miejscu oddaję głos sportowemu korespondentowi „Głosu Podhala” „(…) do pauzy trzymała się, po pauzie jednak przy stanie 3:0, na korzyść gości- upadła tak skandalicznie na duchu, że pozwoliła sobie w ostatnich 10 minutach wsadzić 4 gole ! – I to jest największy grzech . Tego rodzaju mocna drużyna nie powinna ulegać tak bardzo nerwom i stanąć po prostu bezradnie pod koniec! Czesi natomiast podnieceni wygraną pokazali grę pierwszorzędną! Uczyć się od nich! (…). ”.

Fot. 3. Kadr z meczu Sandecja Slavia Preszów z 1.04.1934 r. rozegranego na nieistniejącym stadionie za Warsztatami Kolejowymi w Nowym Sączu. W tle widoczne zabudowania hal warsztatów. Fot. zbiory Muzeum Sandecji.

Sądecka gościnność

Po zakończeniu zawodów działacze „Sandecji” zorganizowali uroczystą kolację. Zgodnie z zasadami słynnej tradycyjnej sądeckiej gościnności, gospodarze stanęli na wysokości zadania. Samo przeciągnięcie się bankietu do późnych godzin nocnych świadczy o dobrej zabawie po oby stronach stołu. „Slavia” opuściła gościnny Nowy Sącz 3 kwietnia. Co ciekawe, w dniu przyjazdu gości do Polski działacze „Sandecji” w osobach p. Woźniaka i p. Klera ,skarbnika klubu, towarzyszyli „Slavii” w podróży od stacji kolejowej w Orłowie po drugiej stronie granicy. Podobnie wyglądała sprawa z drogą powrotną. Przedstawiciele klubu odtransportowali ich do samego Orłowa, gdzie przesiedli się do pociągu jadącego w stronę Preszowa. To się nazywa honorowa postawa!

Fot. 4. „Raz, Dwa, Trzy”, nr 14, 1934 r., s. 7.

Piotr Kazana.
Kontakt: piotrkazana@op.pl

 

 

Reklama

.

.

.

.

.

Archiwum

Musisz to przeczytać!

Więcej w 1 Liga