Skontaktuj się z nami

1 Liga

„Zabij dziada, niech zdechnie…” – rzecz o przedwojennych kibicach

Mamy dla was cos specjalnego. W kolejnym odcinku z cyklu artykułów „Historia nie tylko piłka pisana”, przeczytacie o początkach kibicowania na Sądecczyźnie. Pierwsze wyjazdy zorganizowanych grup kibiców, awantury na boiskach, trybunach i.. lodowiskach, a nawet zakazy stadionowe – zdecydowanie warto poświęcić czas na lekturę i udostępnianie dalej!


„Zabij dziada, niech zdechnie…” – rzecz o przedwojennych kibicach.

Tam gdzie rywalizujący sportowcy, tam dopingujący kibice. Wiadomo, sport bez nich nie miałby najmniejszego sensu. W gronie pierwszych sportowych sympatyków znajdowali się zarówno pionierzy sądeckiego sportu, jak również późniejsi działacze klubowi i związkowi. Z czystej pasji, zupełnie bezinteresownie, często poświęcali swój czas, pieniądze i zdrowie, aby rozwijać i promować stworzone przez siebie kluby sportowe. Natomiast, na trybunach pierwszych sądeckich stadionów zasiadały obok siebie wszystkie grupy społeczne. Sport jednoczył, ale czasem dzielił. Ogromne emocje, towarzyszące szczególnie meczom piłki nożnej, często wymykały się spod kontroli, zarówno na boisku jak i trybunach. W ten sposób wybuchały liczne awantury. Oliwy do ognia dolewały animozje na tle politycznym i narodowościowym, które szczególnie przeniknęły do świata sportu wielonarodowej II Rzeczypospolitej. W tym czasie, kluby sportowe zostały otoczone opieką poszczególnych partii politycznych i grup narodowościowych. Kiedy spotykały się na boisku dwa zwaśnione stronnictwa, wrzało zarówno na nim jak i na trybunach. Okrzyki pełne nienawiści, kibice wkraczający na boisko z laskami i parasolkami, pobicia sędziów, bójki zawodników na boisku, rozbite głowy a nawet ciężkie obrażenia ciała – również taki obraz pozostawiły międzywojenne stadiony.


Kibice „Sandecji” podczas meczu ze „Slavią” Preszów 1.04.1934 r. na stadionie za Warsztatami Kolejowymi, źródło: Kronika Sandecji 1932-1938, Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu.

Na zapaśniczych arenach…

Jednak problemy z sportową widownią pojawiły się na Sądecczyźnie już w czasach galicyjskich. W tym czasie jedną z najpopularniejszych rozrywek było śledzenie występów cyrkowych zapaśników. Cyrki objeżdżały kolejne miasta, organizowały widowiskowe zawody siłaczy. Początkiem października 1909 r. Nowy Sącz odwiedził cyrk „Snaha”. Jego główną atrakcją były oczywiście walki zapaśników. Wśród których znalazł się nijaki Grün, miejscowy rzeźnik. Ku uciesze miejscowej widowni odniósł efektowne zwycięstwo. Radość była tak wielka, że kibice spontanicznie wkroczyli na arenę aby uściskać rzeźnika. Niestety, gwałtownie napierający tłum spowodował zawalenie się trybun. W zdarzeniu została ranna jedna osoba która „(…) życie swe zawdzięcza jedynie twardemu kapeluszowi, który miał na głowie w krytycznej chwili.” – pisał „Wiek Nowy”.

W tym miejscu warto zaznaczyć że z Nowym Sączem był związany Władysław „Zbyszko II” Cyganiewicz, brat światowej sławy siłacza i zapaśnika Stanisława „Zbyszko” Cyganiewicza. Można śmiało powiedzieć, że byli to tacy „Pudzianowscy” tamtych czasów. Władek był absolwentem II Gimnazjum. W latach studenckich, tak wówczas nazywano uczniów gimnazjum, mocno angażował się w organizację i promocje sportu. Oprócz zapasów, chętnie grywał w piłkę nożną. Dla kibiców „Sandecji” ciekawostką będzie fakt, że na przełomie 1908/1909 r. był jednym z jej pierwszych zawodników (na temat początków „Sandecji” pisaliśmy tutaj ). W niedługim czasie po ukończeniu szkoły, we wrześniu 1911 r. w Lwowie stoczył walkę z Jess-Westergaardem. Jak relacjonowały „Nowości Ilustrowane” z dnia 9.09.1911 r. na miejsce starcia przybyły „(…) tłumy ludności jakich jeszcze tam nie widziano! Od sfer najpoważniejszych, do ubogo odzianego robotnika, reprezentowane były wszystkie klasy społeczne, przybyło także wiele osób z prowincyi, zwłaszcza z Krakowa i Nowego Sącza, aby podziwiać tak popularnego już „Władka” (…)”.

Dla takiej publiczności cyrk i zawody byków!

Już od pierwszej dekady XX w. najpopularniejszą dyscypliną sportową na Sądecczyźnie stała się piłka nożna. Głównym ośrodkiem rozwoju footballu w regionie był Nowy Sącz. Tam za sprawą entuzjastów gier i zabaw ruchowych z Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w miejscowych gimnazjach zawiązywały się od przełomu 1908/1909 r. pierwsze drużyny. Co dla kibiców „Sandecji” może być pewnym szokiem, młodzi sympatycy tego sportu, w kwietniu 1909 r. udali się pociągiem do Krakowa na mecz „Wisły” Kraków z „Pogonią” Lwów. Co ciekawe, organizator tego meczu, czyli Krajowy Związek Turystyczny, zadbał oto aby w dniu meczu dołączono do pociągów jadących do jak i z Nowego Sącza dodatkowy wagon dla młodzieży udającej się na mecz. Można przyjąć, że był to pierwszy kibicowski „specjal” fanów footballu z Nowego Sącza.

Natomiast ekscesy na meczach piłki nożnej w Nowym Sączu towarzyszyły od samego początku. Wbrew dzisiejszemu rozumieniu, nie były wynikiem animozji klubowych pomiędzy kibicami, lecz brały się głównie z spontanicznych reakcji na to, co działo się na boisku. Często sami zawodnicy nie znali wystarczająco zasad, co prowadziło do kłótni, nie rzadko rękoczynów, i przerywania meczów. Tak było m. in. 17.04.1910 r. na błoniach wojskowych w Nowym Sączu podczas meczu „Sandecji” z „Grunwaldem”. W momencie strzelenia drugiej bramki dla „Sandecji” przy stanie 1-1, piłkarze drużyny przeciwnej wszczęli protesty i dalszej gry zaniechano.

Stadionowe burdy to częsty obrazek towarzyszący meczom w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Do najgorętszych spotkań początku lat 20-tych należały derby Nowego Sącza pomiędzy robotniczą „Sandecją” a Wojskowym Klubem Sportowym 1 Pułku Strzelców Podhalańskich. Pozasportowe emocje wzięły górę 9.07.1922 r., kiedy do brutalnej gry zawodników na boisku dostosowali się kibice na trybunach. Korespondent „Tygodnika Sportowego” w numerze z dnia 14.07.1922 r. tak widział tamte zawody „(…) Gra ze strony Sandecji niebezpieczna, zwł. środkowy pom. gracz ordynarny niekarny i wygrażający się połamaniem nóg. Po uzyskaniu przez Sandecję bramki, gra przybiera charakter b. ostry. Sandecja pragnie ten rezultat utrzymać przy pomocy wszystkich środków (poważne rozbicie głowy graczowi 1psp). Raz już wykluczony, a na prośby graczy obydwu drużyn pozostawiony w grze środkowy pomocnik Sandecji kopie leżącego na ziemi, a kontuzjowanego gracza ordynarnie w brzuch, za co zostaje natychmiast wezwany do opuszczenia zawodów, nie czyni tego jednak, jeno powoduje zejście całej drużyny z placu na 35 min. przed końcem. (….) Okrzyki części publiczności pod adresem sędziego i graczy 1psp , jak „kopnij”, „zabij dziada”, „niech zdechnie” i. t. p. wykazują inteligencję b. niską. Dla takiej publiczności cyrk i zawody byków.”

Sądecko-tarnowskie podchody i „delikatni górale”…

Dla nowosądeckich kibiców, obok miejscowych derbów, najważniejszymi meczami w latach 20-tych i 30-tych były te rozgrywane z tarnowskimi zespołami, a w szczególności pomiędzy „Tarnovią”, „Metalem”, „Samsonem”, „Jutrzenką” i Towarzystwem Sportowym „Mościce” (dzisiejsza „Unia” Tarnów). Od samego początku uczestnictwa klubów sportowych z Nowego Sącza w rozgrywkach mistrzowskich, obywa miasta toczyły zawzięty bój o prymat w regionie. Organizacyjną przewagę posiadał Tarnów, z racji pełnienia roli ośrodka centrali podokręgu krakowskiego w ramach podokręgu tarnowskiego Krakowskiego Związku Okręgowego Piłki Nożnej (KZOPN). Sądeckie kluby były w nim marginalizowane z prostej przyczyny. W jego władzach zasiadały jedynie osoby związane z tarnowskim sportem. Działacze z Nowego Sącz protestowali przeciwko dyskredytacji swojej pozycji, dostrzegając ją również w pracy korespondentów sportowych z Tarnowa. W 1925 r. do redakcji krakowskiego „Kurjera Sportowego” wysłano nawet list, który znalazł komentarz na łamach jednego z wydań „(…) Z Nowego Sącza się żalą, że korespondent tarnowski jest dla Sącza nieżyczliwie usposobiony i sprawozdanie napisane przez niego z zawodów Sącz-Rzeszów nie jest obiektywne. Trudno…nie byłoby jeszcze takiego sprawozdawcy, który by zadowolił wszystkich”. Siłą rzeczy, rywalizacja sądecko-tarnowska przybrała pozasportowy wymiar. Podczas jednego z pojedynków pomiędzy „Sandecją” a „Samsonem” w 1927 r., gracz zespołu z Nowego Sącza sprowokował tarnowską publiczność mocnym wykopem piłki w kierunku najbardziej zagorzałych kibiców. Powodem takiego zachowania były notorycznie wykrzykiwane obelg pod adresem zawodników z Nowego Sącza. Sam mecz zakończył się zwycięstwem „Sandecji” 0:1, i podobnie jak na trybunach, również na boisku miał gorący przebieg. Jak zaznaczył tarnowski korespondent „Nowego Dziennika” z dnia 28.04.1928 r. „(…) Sędziemu, p. Malkischerowi należy poczytywać za zasługę że zdołał zawody doprowadzić do końca.”. Być może wpływ na agresywne zachowanie tarnowskiej publiczności miał przebieg zawodów rozegranych tydzień wcześniej w Nowym Sączu z „Tarnovią”. Już w pierwszych minutach meczu, w wyniku potyczki w polu karnym z „(…)delikatnymi góralami(…)”, zespół gości stracił swojego doskonałego obrońcę Józefa Ziemiana, szerzej znanego jako późniejszego zawodnika „Legii” Warszawa i „Warszawianki”. Kilka tygodni później obrońcy „Sandecji” Józef Kącik i Kwaśniewski, zostali dotkliwie poturbowani w Tarnowie podczas meczu z „Jutrzenką”. Pierwszy z nich opuścił boisko ze złamaną nogą.


Źródło: Siedem Groszy, nr 217, 10.08.1933 r., s. 2.

Do największych ekscesów podczas rywalizacji sądecko-tarnowskiej dochodziło w latach 30-tych na pięknym nowo wybudowanym stadionie „Sandecji” za Warsztatami Kolejowymi przy ul. Stanisława Szczepanowskiego. W sierpniu 1933 r. piłkarze „Sandecji” przegrali 0-2 ligowe zawody z „Jutrzenką”. Po ostatnim gwizdku sędziego, rozwścieczona publika ruszyła na graczy tarnowskich aby rozegrać własną „dogrywkę”, tym razem na pięści i kije. Obecna na meczu policja zapobiegła większym awanturom, i odeskortowała „Jutrzenkę” do szatni. W wyniku tych wydarzeń, w kolejnych latach „Jutrzenka” nie przyjeżdżała do Nowego Sącza w obawie o zdrowie swoich zawodników, i oddawała walkowerem mecze z „Sandecją”. Jesienią tego samego roku kibice „Sandecji” dali się ponownie we znaki, tym razem „Samsonowi”. Jak donosiła prasa, po zwycięskim meczu z „Sandecją” tarnowianie zostali obrzuceni kamieniami i dotkliwie pobici. W szczególności zapamiętali ten mecz dwaj gracze, którzy w wyniku odniesionych obrażeń, musieli skorzystać z usług sądeckiego szpitala.

„Polowanie na przyjezdnych” i pierwsze stadionowe zakazy


Kibice Sandecji z prezesem klubu Franciszkiem Krupskim w 1937 r., źródło: Kronika Sandecji 1932-1938, Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu.

Najaktywniejszymi kibicami na Sądecczyźnie byli sympatycy kolejarskiej „Sandecji”, którzy licznie odwiedzali stadion za Warsztatami Kolejowymi. Podczas meczów na szczycie frekwencja dochodziła nawet do 2 tys. W takim tłumie wystarczyła mała iskra aby rozniecić falę nienawiści. Jej źródłem często okazywały się błędne i kontrowersyjne decyzje sędziowskie. W jednym z numerów „Głosu Podhala” z 1934 r. czytamy: „(…) Podczas meczu ze Slavią Presov na skutek błędnych orzeczeń sędziowskich arbiter spotkania opuszczał stadion pod eskorta policji i graczy. Skandal był więc blisko, bo ludzie rzucili się na czele z p. W. do bitki, co należy najsurowiej zaganić, a panu W. winien zostać na boisko KPW wstęp wzbroniony!(…). Nerwowo było również 5.09.1937 r. Podczas meczu „Sandecji” z nieistniejącą dziś drużyną „Legii” Kraków o wejście do Ligi Okręgowej. Najlepszy z sądeckich graczy „(…) w 47 minucie gry został kopnięty przez gracza Legii w kolano i zniesiony z boiska. Podniecona publika wkroczyła na boisko z parasolami i laskami” usiłując dobrać się do skóry piłkarzom z Krakowa. Po tym spotkaniu zakazem wejścia na stadion „Sandecji” został ukarany Józef Rańda, kierownik drużyny „Sandecji”. Jest to pierwszy znany w historii Sądecczyzny tzw. „zakaz stadionowy”.

Jednak do największej bijatyki w Nowym Sączu doszło 31.10.1937 r. podczas meczu o Puchar KOZPN z „Makkabi” Jasło. Zawody zostały przerwane w 80 minucie z powodu wtargnięcia kibiców na boisko. Zapalną iskrą awantur było kopnięcie będącego bez piłki zawodnika „Sandecji” przez zawodnika „Makkabi”. Momentalnie przebywający na boisku gracze skoczyli sobie do gardeł, a w ich ślad nowosądecka publiczność. W kronice klubowej za lata 1932-1938 zachował się wycinek prasowy, w którym czytamy że kibice „Sandecji” urządzili sobie „polowanie na przyjezdnych” „(…) Dopiero energiczna postawa członków zarządu Sandecji zlikwidowała zajście, jednakże sędzia p. Stanisław Woźniak odgwizdał zawody. Przykry ten fakt świadczy o „wzorowem” wychowaniu sportowem publiczności nowosądeckiej, gotowej w każdej chwili do walki na pięści”.


Źródło: Kronika Sandecji 1932-1938, Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu.

Kibice „Sandecji” jeździli również na mecze wyjazdowe swojej drużyny. Podróżowano pociągami, na pace ciężarówek, rzadziej samochodami czy autobusami. Za organizację kibicowskich wycieczek odpowiadał Edward Kiełtyk. Można powiedzieć że był pierwszym prezesem nieformalnego klubu kibica. Najliczniejszą wycieczkę sympatyków z Nowego Sącza odnotowało „Siedem Groszy” w listopadzie 1934 r. przy okazji meczu o wejście do Ligi Okręgowej z „Unią” Kraków. Pod Wawel miało zawitać blisko 300 kibiców „Sandecji”! Również do Nowego Sącza przyjeżdżali kibice innych drużyn. Wielką sensacją był przyjazd lux-torpedą, czyli ówczesnym „polskim pendolino”, sympatyków Klubu Sportowego Związku Strzeleckiego „Chełmek”.


Źródło: „Głos Podhala”, nr 32, 6.08.1932 r., s. 4.

Sędzia kalosz!

Ten okrzyk zna każdy sympatyk sportu, i nie tylko. Niewiele osób jednak wie, że ma on związek z Sądecczyzną, a konkretniej został po raz pierwszy użyty w Krynicy podczas finałów Mistrzostw Świata w hokeju na lodzie w lutym 1931 r. W niedzielę 8.02 stadion lodowy pękał w szwach od tłumu kibiców, którzy przyszli zobaczyć drugi mecz pomiędzy Polską a Czechosłowacją. Na lodzie toczyła się twarda gra, żadnej ze stron nie udało się strzelić bramki. W pewnym momencie meczu, sędzia wykluczył z zawodów Kazimierza Sokołowskiego na dwie minuty. Niezadowolona krynicka publiczność podniosła niewyobrażalny jęk i gwizdy. Korespondent zawodów z „Przeglądu Sportowego” tak opisał dalsze wydarzenia „(…) punktem kulminacyjnym tej demonstracji stał się piękny nowy kalosz, który w pewnej chwili znalazł się na środku boiska (…)”. Ludzie wołali „sędzia kalosz”, wskazując na przedmiot na lodowisku, którego nie zauważył arbiter. Od tego momentu ów okrzyk rozpowszechnił się na polskich stadionach, jako synonim nieudolnego sportowego sędziowania.


Kibice podczas meczy Kanada Francja podczas Mistrzostw Świata w hokeju na lodzie w Krynicy z 1931r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.


Sympatycy skoków narciarskich podczas zawodów w Krynicy. Źródło: PTTK Krynica.

Awantury nie opuściły meczów hokejowych w Krynicy. 31.12.1936 r. w podczas noworocznego turnieju hokejowego zagrały przeciwko sobie „Jaworzyna” Krynica i katowicki katowickiemu „Dąb”. W trzeciej tercji w 8 minucie gry w czasie pogoni za krążkiem upadli przed bramką Jaworzyny Kanadyjczyk Thompson i gracz „Jaworzyny” Julian Zubek, znany sportowiec z Nowego Sącza. Rozłoszczony Kanadyjczyk uderzył pięścią w twarz Zubka. Publiczność zareagowała bardzo ostro, przerywając mecz, wbiegając nawet na taflę lodu, domagając się wykluczenia Kanadyjczyka z boiska. Sędzia, p. Kamyk, nie mógł opanować sytuacji i przez pewien czas zdawało się że spotkanie zostanie przerwane, zwłaszcza, że „Jaworzyna” zagroziła zejście z lodowiska. Kibice domagali się zmiany sędziego, i się doczekali. Po krótkiej rozmowie z drużynami nowy sędzia ostudził gorące głowy, gracze podali sobie ręce a Kanadyjczyk Thompson przeprosił Zubka, i gra potoczyła się dalej. Ostatnią bramkę i wynik dnia 3-2 dla hokeistów Dębu ustalił Thompson. Jednak to nie był koniec pozasportowych atrakcji tego dnia. Gdy po ukończeniu zawodów gracze zaczęli schodzić z boiska, ponownie wywiązała się szamotanina pomiędzy Zubkiem i Thompsonem. Na lodowisku ponownie się zakotłowało, a publiczność wdarła się raz jeszcze na lodowisko. Dopiero interwencja policji rozdzieliła graczy obydwu drużyn i usunęła publiczność z tafli.


Źródło: „Nowy Dziennik”, nr 4, 4.01.1937 r., s. 7.

Piotr Kazana.
Kontakt: piotrkazana@op.pl

 

 

Reklama

.

.

.

.

.

Archiwum

Musisz to przeczytać!

Więcej w 1 Liga