To było wspaniałe widowisko, godne finału – szkoda tylko że bez kibiców i że na bocznym boisku! Tak można spuentować finał Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Gorlice, w którym zmierzył się czwartoligowy Glinik Gorlice z piątoligową Kobylanką. Emocji, twardej gry, kartek i rzutów karnych nie brakowało!
Trzy rzuty karne (jeden dla Glinika, dwa dla Kobylanki) dwie czerwone kartki (obydwie dla gości) to wystarczający opis by oddać to co działo się w sobotę na Stadionie Miejskim “OSiR” G.K.S – Glinik w Gorlicach Im. Maksymiliana Kumorkiewicza (boczne boisko). Gospodarze choć byli murowanym faworytem nie wygrali tego meczu łatwo, walcząc o końcowy triumf dosłownie do ostatnich minut.
Piłkarze obydwu klubów znają się jak łyse konie. Dość wspomnieć że aż sześciu graczy z Kobylanki to uznane nazwiska w Gliniku. Grający trener Mateusz Żmigrodzki, Rafał Gadzina, Tomasz Guter, Arkadiusz Serafin, Dawid Trzyna i Sławomir Kijek. Dla nich powrót na stadion nad Ropą, to przede wszystkim podroż sentymentalna. – Po za boiskiem znamy się świetnie – przyznaje Tomasz Guter, obrońca Kobylanki (ex Glinik). – Jesteśmy kolegami, współpracujemy na polu trenerskim ale i tam rywalizujemy – dodaje. – Faktycznie na boisku było dużo walki, nikt nie odpuszczał, twarda, męska gra, ale bez chamstwa i złośliwości. Walczymy ale darzymy się szacunkiem – tłumaczył Guter.
Glinik wyszedł na prowadzenie w 45 minucie. Wówczas rzut karny (zagranie ręką w polu karnym jednego z piłkarzy gości, prawdopodobnie Żmigrodzkiego) na gola zamienił Konrad Grela. Po zmianie stron Kobylanka szybko wyrównuje (rzut karny Rafała Gadziny), a w 72 minucie po kolejnym rzucie karnym wychodzi na prowadzenie (tym razem z 11 metrów skutecznie strzelał Arkadiusz Serafin). Minuty uciekają, goście prowadzą i starają się kontrolować mecz, a optyczna przewaga co raz bardziej należy do miejscowych. Co raz więcej walki i kartek, aż wreszcie zdarzają się te podwójne, najpierw do szatni sędzia odsyła Żmigrodzkiego, a następnie Kijka. Kobylanka na polu gry zostaje w zdziesiątkowana. – Gramy w dziewiątkę ciężko bronić wynik z takim rywalem jak Glinik. Gdyby nas było chociaż dziesięciu to wierzę że dowieźlibyśmy tę przewagę do końca – opowiada Tomasz Guter. – Mimo osłabienia mieliśmy jeszcze szanse na wyrównanie – wspomina obrońca przyjezdnych.
Tymczasem Glinik z przewagą dwóch zawodników rzutem na taśmę wyrównuje (84 minuta D.Drąg) i wychodzi na prowadzenie (J.Dziedzic 88 minuta). Dojeżdżając do ostatniego gwizdka sędziego z upragnionym zwycięstwem. Z trybun ostatnie minuty musiał oglądać trener Kobylanki Mateusz Żmigrodzki (wspomniana czerwień), który po meczu, mimo wyniku był ze swoich piłkarzy zadowolony. – Rozegraliśmy dobre zawody. Byliśmy dla Glinika równorzędnym przeciwnikiem, na boisku nie było widać różnicy klasy rozgrywkowej, jaka dzieli obie drużyny. Gdybyśmy w kilku kluczowych dla przebiegu spotkania sytuacjach dokonali innych wyborów to wynik z pewnością byłby inny. Jednak popełniliśmy kilka błędów, co spowodowało, że ostatni kwadrans graliśmy w 9 i pomimo prowadzenia 2-1 nie udało nam się rozstrzygnąć tego pojedynku na własną korzyść. Chcę podziękować mojej drużynie, całej 18-nastce meczowej za zaangażowanie, walkę i realizowanie planu, jaki założyliśmy sobie na ten mecz. Gratuluję zwycięzcom i życzę wygranych w kolejnych etapach Glinikowi – skomentował dla nas Mateusz Żmigrodzki.
O kilka zdań komentarza poprosiliśmy także strzelca pierwszej bramki dla Glinika Konrada Grelę. – Był to pierwszy nasz mecz na naturalnym boisku z wymagającym rywalem, próbowaliśmy grać swoją piłkę, ale ciężko było kreować akcje, Kobylanka dobrze się broniła i w pierwszej połowie nie mieliśmy za dużo okazji, nawet bym powiedział ze to Kobylanka miała dwie bardzo dobre sytuacje, ale spudłowali. Ogólnie mecz walki, dużo fauli. Bramkę z rzutu karnego strzeliliśmy po zagraniu ręka w polu karnym. Kobylanka wyrównała w identyczny sposób. Na prowadzenie wyszła również po rzucie karnym gdzie w szesnastce faulowany był Gadzina. Po utracie bramki mocniej nacisnęliśmy i to poskutkowało tym ze goście jeszcze bardziej grali defensywnie i ostro, co skończyło się tymi dwoma czerwonymi kartkami. Grając w przewadze zdominowaliśmy rywala, chociaż bramkę na 2-2 udało nam się zdobyć w dość szczęśliwych okolicznościach. Na 3-2 była to już ładna składna akcja i Dziedzic wykończył ją głową. Ogólnie tak jak wspomniałem bardzo ciężki mecz głównie walki, na grząskim boisku.
Chętnie o spotkaniu opowiedział nam także Arkadiusz Serafin, strzelec drugiej bramki dla Kobylanki, który przyznawał, że mecze na stadionie Glinika zawsze są dla niego wyjątkowe. – Jeśli chodzi o mecz to uważam ze byliśmy bardzo blisko niespodzianki i napędziliśmy z pewnością trochę stresu wielu osobom z obozu Glinika. Osobiście przyznam szczerze, że spodziewałem się więcej po drużynie Glinika i myślę, że gdyby nie czerwone kartki to my gralibyśmy dalej. Czym dla mnie prywatnie był pojedynek z Glinikiem? Dla mnie to zawsze będzie inne uczucie grać na stadionie w Gorlicach w innej koszulce, jednak wczoraj tego nie analizowałem, wyszedłem zagrać mecz, jak każdy inny.
Komentarza nie odmówił nam także szkoleniowiec zwycięskiej drużyny, pan Tomasz Wacek: – Kobylanka postawiła wysoko poprzeczkę i cieszy mnie, że w meczu gdzie nie wszystko nam się układało, a poza tym ciężko było operować piłką – graliśmy na bocznym boisku Glinika- wyszliśmy zwycięsko z tej batalii. Przeciwnik grał bardzo agresywnie i momentami drżałem o zdrowie moich zawodników – co skończyło się dwiema czerwonymi kartkami. W konsekwencji to nam pomogło przechylić szalę na naszą stronę. Było to solidne przetarcie przed ligowymi meczami, na które czekamy z optymizmem, po bardzo solidnie przepracowanym okresie przygotowawczym.
W kolejnej rundzie Glinik zmierzy się na szczeblu wojewódzkim z Przemsza Klucze reprezentantem krakowskiej klasy okręgowej.