A klasa

Pojedynek Grybovii z Zyndramem okiem Marka Cwenara

Published on

 

Pojedynek Grybovii z Zyndramem okiem Marka Cwenara

Wygrana Zyndrama Łącko okiem niezawodnego kierownika tej drużyny, a zarazem kolekcjonera piłkarskich pamiątek Marka Cwenara. Autor „historycznych” anegdot, tym razem opisuje zwycięstwo nad Grybovią oraz zdradza jak w Łącku wyglądały ostatnie dni przed startem sezonu.

Marek Cwenar – kierownik drużyny – Zyndram Łącko
Po ostygnięciu euforii związanej z bezcennym wyjazdowym sukcesem piłkarzy GLKS Zyndram w arcyważnym spotkaniu z Grybovią, przychodzi czas na podsumowanie wydarzeń z dzisiejszych zawodów, czas na obiektywne spojrzenie na to, co działo się w inauguracyjnym występie obydwóch zespołów w rundzie wiosennej, czas na odrobinę refleksji…

Przyznam szczerze, że wybierałem się dziś do Grybowa z mieszanymi uczuciami, bo był to pierwszy poważny mecz w tym roku, w dodatku na wyjeździe i to jeszcze z wyżej usytuowanym w tabeli rywalem. Naprawdę ciężko było mi wyrokować, na co stać podopiecznych trenera Piotra Śmietany na wstępie tegorocznych rozgrywek. Z jednej strony cieszyłem się, że w treningach regularnie uczestniczy rekordowa liczba piłkarzy, a co za tym idzie do ligowych zmagań przystąpimy z perfekcyjnym przygotowaniem kondycyjnym.

Z drugiej strony trochę martwił mnie fakt, że w spotkaniach sparingowych strzelaliśmy stosunkowo mało goli. Mało tego – nie wygraliśmy żadnej z przedsezonowych prób! Przyznacie, więc, że moje obawy były jak najbardziej uzasadnione.

Pan Piotr to jednak wytrawny fachowiec! Może trochę nerwowy, ale cierpliwy, może trochę pobłażliwy, ale konsekwentny. Po ostatnim piątkowym treningu podziękował swoim graczom za liczną frekwencję i ogromne zaangażowanie podczas zimowej pracy, zapewnił ich o korzyściach z tego płynących, wlał w głowy swoich piłkarzy mnóstwo optymizmu, jak prorok zapewnił ich o sukcesie w najbliższym meczu, po czym wyszedł z szatni, zapalił papierosa, pożegnał się i najzwyczajniej w świecie siadł do samochodu i spokojnie pojechał do domu…

Pierwsze pół godziny meczu wcale nie zwiastowały naszego końcowego sukcesu. To gospodarze częściej znajdowali się w posiadaniu piłki i napierali na bramkę Krzyśka Myjaka. Szczególnie aktywny w tym fragmencie spotkania był lewoskrzydłowy Wilk, pozyskany z Ogniwa Piwniczna, który kilkakrotnie sprawdzał umiejętności łąckiej defensywy.

Pierwszą godną uwagi składną akcję przeprowadziliśmy dopiero w 18 minucie gry. Najlepszy bez wątpienia w pierwszych 45 minutach Piotr Lisiecki (odkrycie w naszej ekipie) uwolnił się spod opieki dwóch rywali, wpadł w pole karne przeciwnika i dosłownie w ostatniej chwili został zastopowany bądź podcięty (interpretacja tej sytuacji wśród obserwatorów tego widowiska była różna) przez obrońcę Grybovii. Ten sam zawodnik próbował jeszcze w 27 minucie zaskoczyć Piotra Burnagiela, ale piłka po jego mocnym uderzeniu poszybowała nad poprzeczką. 3 minuty później Dariusz Brzegowski przeprowadził solowy rajd, ale niestety także zakończony niecelnym strzałem.

Byłoby oczywiście niesprawiedliwie, gdybym nie wspomniał o sytuacjach Grybovii. A trzeba przyznać, że było ich kilka. Między innymi minimalnie niecelny strzał z rzutu wolnego w 25 minucie i poprzeczka 5 minut przed przerwą (Marcin Mrówka wybijał piłkę głową spod naszej bramki. Zrobił to tak niefortunnie, że jej lot również głową przedłużył napastnik gospodarzy i w efekcie ta na nasze szczęście tylko odbiła się od poprzeczki). Na koniec pierwszej połowy jeszcze jedna przedniej marki akcja łąckich piłkarzy. Tym razem Piotrek Lisiecki wyłożył piłkę Kacprowi Wojnarowskiemu, a ten posłał ją nad poprzeczkę.

Drugie 45 minut meczu to już coraz wyraźniejsza przewaga zdecydowanie lepiej przygotowanych kondycyjnie graczy Piotra Śmietany. Niemniej jednak to gospodarze zaraz po zmianie stron bliżsi byli objęcia prowadzenia. Po błędzie naszych obrońców w ostatniej chwili instynktownie niebezpieczny strzał Grybovii wybronił bardzo dobrze dysponowany dzisiejszego dnia Krzysztof Myjak.

Wreszcie nastąpiła ta “błogosławiona” 61 minuta (!), o której w Łącku głośno już od kilku dobrych godzin. Po faulu na Damianie Kuci, arbiter spotkania podyktował rzut wolny z odległości około 25 metrów. Piłkę ustawił najczęściej niezawodny w takich fragmentach gry Marcin Mrówka, technicznie przerzucił ją ponad murem, a ta ku euforii licznych kibiców GLKS wylądowała w prawym rogu bramki bezradnego w tym momencie Burnagiela.

W 77 minucie bliski podwyższenia prowadzenia był Marek Mikołajczyk po podaniu Wiktora Tomasiaka. Chwilę później na indywidualny rajd, zakończony minimalnie niecelnym strzałem zdecydował się Damian Kucia. Naszemu napastnikowi zabrakło także odrobinę precyzji minutę później (tym raz po uderzeniu głową). O ogromnym szczęściu mogliśmy mówić już w doliczonym fragmencie gry. Jeden z piłkarzy gospodarzy znalazł się nagle w sytuacji sam na sam z Krzyśkiem Myjakiem. Golkiper Zyndrama do końca jednak zachował zimną krew i oddalił niebezpieczeństwo.

Grybovia Grybów – Zyndram Łącko 0:1 (0:0)
Bramka: Marcin Mrówka 61

Grybovia: P.Burnagiel, R.Olejnik, P.Demaj, Sz.Witek, S.Obrzut(67 P.Głąb), G.Wilk, P.Grzesik(60 R.Stanisz), P.Nowak, J.Kiełbasa(80 D.Horowski), P.Kornacki, F.Ptaszkowski(66 Ł.Hajduk)

Zyndram: Krzysztof Myjak – Marcin Mrówka, Damian Kucia, Szymon Tomasiak,, Bartłomiej Dąbrowski, Mariusz Kowalczyk, Piotr Lisiecki, Maciej Faron, Dawid Mrówka, Kacper Wojnarowski, Wiktor Tomasiak, Jarosław Konopka, Arkadiusz Lasyk, Marek Mikołajczyk, Radosław Kurnyta, Bogdan Babik, Dariusz Brzegowski. Leży: Wojciech Jarek, Krzysztof Trzepak, KamilTworek

Popular Posts

Exit mobile version